Lech wyszarpał zwycięstwo Koronie, a Patrik Walemark zrobił swoje


Lech Poznań zmazał plamę z czwartkowego meczu Pucharu Polski, ale wątpliwości dalej się pojawiają – wciąż nie jest idealnie

29 września 2024 Lech wyszarpał zwycięstwo Koronie, a Patrik Walemark zrobił swoje
Dawid Szafraniak

Lech Poznań wyszarpał zwycięstwo Koronie Kielce w Kielcach i może dopisać sobie kolejne trzy punkty. Hat-trick Patrika Walemarka dał Lechowi zwycięstwo 2:3. Drużyna Nielsa Frederiksena umacnia się tym samym na pozycji lidera, przedłuża swoją serię bez porażki, ale w „Kolejorzu” wcale nie jest idealnie. Drużyna Duńczyka cały czas musi robić progres, ponieważ czwartkowej plamy po blamażu w Pucharze Polski wcale nie udało się do końca wymazać.


Udostępnij na Udostępnij na

Ostatnie mecze Lecha Poznań z Koroną Kielce były bardzo specyficzne i to całkiem spory eufemizm. W grudniu poprzedniego roku spotkanie odbyło się w warunkach rodem z bieguna północnego. Piłkarze momentami biegali po kostki w śniegu, a boisko było całkowicie zamarznięte. Z kolei wiosenne starcie w Poznaniu przypominało plażowy bój o utrzymanie jednych oraz odliczanie do urlopów w wykonaniu gospodarzy. Szczególnie na trybunach stadionu przy ulicy Bułgarskiej było specyficznie. Trudno innym słowem opisać repertuar DJ-a kibiców, który obejmował zarówno hity disco polo, jak i marsz żałobny Fryderyka Chopina.

Przed tym dniem nastroje były zupełnie inne. W połowie września wydawało się, że Lech Poznań pod kierownictwem Nielsa Frederiksena jest niepokonany. „Kolejorz” rozgromił 5:0 Jagiellonię Białystok, a w poprzedniej kolejce przełamał blok defensywny Śląska Wrocław. Wygrał, strzelając jedyną bramkę w meczu, czym piłkarze Lecha wyszarpali swoje zwycięstwo. Duński szkoleniowiec przełamał w ten sposób klątwę ekipy z Wrocławia. Dzięki temu można było mieć wrażenie, że Lech w tym sezonie naprawdę może robić rzeczy, które dotychczas były dla poznańskiego zespołu niewykonalne.

Sytuacja się komplikuje

Ale w środku tygodnia przyszedł czas na Puchar Polski, w którym „Kolejorz” musiał wybrać się na spotkanie z drugoligową Resovią. Ten mecz miał być formalnością. Lider PKO BP Ekstraklasy – drużyna grająca najlepiej w Polsce – mierzyła się z rezerwowym składem ekipy z dużo niższego poziomu rozgrywkowego. Odwodowi piłkarze poznańskiego zespołu zostali jednak brutalnie zweryfikowani przez ambitną i pełną determinacji grę rzeszowskiego zespołu. Porażka 1:0, długotrwała bezradność w ofensywie i tak łatwe dopuszczanie piłkarzy Resovii pod własne pole karne było zimnym prysznicem. A dla największych optymistów w szeregach kibiców Lecha gospodarze przygotowali w czwartek wannę wypełnioną lodem.

Na dodatek skomplikowała się sytuacja w lidze. Po trudnym dla wielu ekip początku sezonu formy się stabilizują. Efektownie grający Lech wcale nie jest jedynym kandydatem do mistrzostwa. Raków Częstochowa za sprawą Jeana Carlosa i Iviego Lopeza znowu zaczyna grać pięknie w piłkę. Zgłasza tym samym swoją kandydaturę do walki o ligowe trofea. Z kolei Jagiellonia Białystok po dwóch zwycięstwach z rzędu wróciła na podium i sukcesywnie rozwiewa plotki o kryzysie w szeregach ekipy Adriana Siemieńca. A triumfem nad Piastem Gliwice przypieczętowała swoją dobrą dyspozycję. Natomiast Cracovia Dawida Kroczka nie uruchomiła protokołu o tytule „Wisła Płock 2022/2023”. Mimo tego, że mamy już wrzesień – wciąż wygrywa mecze.

Lech podchodził więc do spotkania z Koroną, mając z tyłu głowy renesans kilku poważnych ligowych rywali. A porażka „Kolejorza” z rywalem z dolnej połówki tabeli mogłaby być już interpretowana jako początek poważnego kryzysu w ekipie duńskiego szkoleniowca. Przed Nielsem Frederiksenem stało zadanie wielkiej wagi. Wśród kibiców Lecha Poznań pojawiło się zwątpienie, a w ogródku Duńczyka jest to pierwszy większy kamyczek. Szkoleniowiec musiał zgasić wszystkie wątpliwości w zarodku albo kłopoty zaczęłyby się mnożyć. Kompromitacja w Pucharze Polski zostanie puszczona w niepamięć, jeśli jego drużyna będzie w stanie zdobyć na koniec sezonu mistrzostwo.

Dobry początek

I na początku faktycznie wydawało się, że czwartkowa wpadka jest tylko jednorazowym potknięciem „Kolejorza”. Lech rozpoczął ten mecz w stylu, do jakiego zdążył już przyzwyczaić swoich kibiców w tym sezonie. Dominował na połowie Korony, szukał swoich okazji i aktywnie wychodził do pressingu. Prostopadłych podań szukali Antoni Kozubal oraz Michał Gurgul. Bardzo aktywni byli wszyscy ofensywni zawodnicy Lecha. Ale przede wszystkim od samego początku w grze poznańskiego zespołu widać było wpływ powrotu Mikaela Ishaka. Szwedzki snajper nie strzelił dzisiaj ani jednej bramki, ale często zachęcał kolegów do jeszcze wyższego pressingu oraz absorbował uwagę stoperów rywali.

I w taki właśnie sposób padła pierwsza bramka. Świetnie przed polem karnym zachował się Antoni Kozubal, a obrońców od Afonso Sousy odciągnął właśnie Mikael Ishak. Dzięki jego pracy bez piłki wolną przestrzeń zdołał sobie wykreować Patrik Walemark, który rozpoczął strzelanie w tym spotkaniu. Wydawało się wówczas, że kibice Lecha mogą zapomnieć o meczu z Resovią aż do kolejnych rund Pucharu Polski, w których „Kolejorz” nie będzie już uczestniczył. Podopieczni Nielsa Frederiksena znowu grali pięknie, efektownie, ale przede wszystkim potrafili przełożyć przewagę na strzelone bramki. A tego brakowało w czwartkowym meczu w Rzeszowie. Lech Poznań prezentował na murawie stadionu w Kielcach odpowiednią werwę i atakował bez cienia czwartkowej anemii.

Wątpliwości

Gdy wydawało się, że w Kielcach może dojść do powtórki jednostronnego spotkania na wzór domowego meczu z Jagiellonią Białystok, piłkarze Korony wyraźnie temu zaprotestowali. Gospodarze z każdą minutą coraz odważniej wychodzili na piłkarzy „Kolejorza” i sporo na tym zyskiwali. Podopieczni Jacka Zielińskiego często wykorzystywali przestrzenie za wysoko ustawioną linią obrony Lecha Poznań. Ewidentnie wzięli przykład z Resovii, która w taki właśnie sposób skutecznie kąsała defensywę poznaniaków. Fantastyczna dyspozycja Alexa Douglasa nie wystarczyła, by pokryć całą szerokość boiska. Szwedzki stoper wygrywał pojedynki, asekurował Joela Pereirę i nawet szybkościowo radził sobie z niezwykle dynamicznym Mariuszem Fornalczykiem.

Ale dobra forma obu stoperów „Kolejorza” nie wystarczyła do tego, by całkowicie uniknąć błędów. Zdecydowanie zbyt dużo miejsca w sektorze Michała Gurgula znalazł sobie Pedro Nuno. Będąc sam na sam z Bartoszem Mrozkiem, wyrównał wynik tego spotkania. Mniej więcej od tego momentu kontrola nad spotkaniem przeszła pod nogi drużyny Jacka Zielińskiego. Korona całkowicie zepchnęła Lecha do defensywy. Kilka rajdów zaliczył dobry w tym spotkaniu Mariusz Fornalczyk i kilka razy interweniować musiał Bartosz Mrozek. Lech od 25. minuty spotkania stanowił dla Korony Kielce tło. W związku z tym kibice „Kolejorza” mogli coraz częściej z niepokojem porównywać czwartkową wpadkę z obrazkami, które miały miejsce w Kielcach. Korona tworzyła sporo okazji, a środek pola, który dotychczas był najpoważniejszą bronią „Kolejorza”, praktycznie w Lechu Poznań nie istniał.

Jeszcze więcej wątpliwości

Wydawało się, że sytuacja, w której to Korona zdecydowanie dominowała na boisku, skończy się po wyjściu piłkarzy z szatni po przerwie. Niels Frederiksen miał wprowadzić odpowiednie poprawki, a Lech miał wrócić do momentu, w którym częściej przebywał na połowie przeciwnika i całkowicie kontrolował przebieg spotkania. Ale status quo zostało utrzymane. Korona praktycznie od gwizdka rozpoczynającego drugą odsłonę meczu chciała zdobyć kolejną bramkę i wyjść na prowadzenie. Sporo zagrożenia gospodarze stwarzali po stałych fragmentach i Lech tkwił po pas w tarapatach. Na horyzoncie nie widać było żadnej nadziei na poprawę gry „Kolejorza”. Dotychczas jedyne mecze w tym sezonie, w których Niels Frederiksen tracił kontrolę nad spotkaniem, kończyły się porażkami. Tak było zarówno z Widzewem Łódź, jak i z Resovią w ostatni czwartek. A Korona się nie zatrzymywała.

Lech wpadł w tarapaty już po uszy, gdy sędzia Lasyk po konsultacji z sędziami VAR uznał, że uderzenie Dino Hoticia, którego ofiarą padł Hofmayster, kwalifikuje się do podyktowania rzutu karnego. Swój dorobek bramkowy podwyższył Pedro Nuno i po raz trzeci w kampanii 2024/2025 „Kolejorz” musiał gonić wynik. Było to szczególnie niepokojące, ponieważ Lech jeszcze ani razu w tym sezonie nie zdołał odrobić strat. A na horyzoncie nie było widać żadnej poprawy, ponieważ Korona Kielce dalej prowadziła grę, była ambitna i chciała podwyższyć prowadzenie. Sytuacja Lecha Poznań była bardzo zła, a w jego grze było coraz więcej błędów.

Patrik Walemark

Szwedzki skrzydłowy trochę pozazdrościł dorobku bramkowego Pedro Nuno. Między 61. a 64. minutą spotkania załadował Koronie dwie bramki. Skompletował przy tym swojego debiutanckiego hat-tricka w bordowych dzisiaj barwach „Kolejorza” i wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Ważny z punktu widzenia Nielsa Frederiksena może być gol zdobyty po rzucie rożnym. Od kilku spotkań drużyna Duńczyka była całkowicie nieefektywna w tym aspekcie sztuki futbolu. Bezproduktywne stałe fragmenty gry można już było Lechowi Poznań liczyć na palcach obydwu rąk. Gol szwedzkiego skrzydłowego po zamieszaniu w polu karnym i po centrze z rzutu rożnego może być w tej kwestii przełomowy.

Z kolei przy trzeciej bramce nowego nabytku Lecha Poznań po raz kolejny udało się wykorzystać wielką klasę Mikaela Ishaka. Szwedzki snajper znów ściągnął na siebie uwagę obrońców Korony i stworzył swojemu rodakowi odpowiednie warunki do wykończenia akcji. Tym razem zaliczył jeszcze asystę, ale po raz kolejny Ishak udowadnia, że jego wkład w grę zespołu jest nieoceniony. Mimo tego, że nie zawsze strzela bramki, bardzo często bieganiem i pracą dla zespołu sprawia, że „Kolejorz” jest w stanie wygrywać spotkania.

Materiał szkoleniowy

Lech ostatecznie wygrał to spotkanie, a na kartach historii zapisze się ono jako mecz, w którym podopieczni Nielsa Frederiksena potrafili odrobić straty i zdobyć trzy punkty. Mówi się, że takimi właśnie zwycięstwami po słabych meczach wygrywa się mistrzostwa. Można się z tym oczywiście zgodzić, ale Lech może wykorzystać mecz w Kielcach w zupełnie inny sposób. Niels Frederiksen podchodzi do futbolu w bardzo korporacyjny sposób i w każdym spotkaniu szuka elementów, które jego podopieczni mogliby poprawić. Z tego meczu znajdzie mnóstwo takiego materiału szkoleniowego, bowiem nawet po odzyskaniu prowadzenia „Kolejorz” cały czas musiał drżeć o wynik meczu. W grze Lecha mnóstwo było niedokładności i Korona dalej była groźna. U piłkarzy w bordowych „gajorach” widoczna była panika pod dobrze zakładanym pressingiem gospodarzy. Jednocześnie, przy niepewnej postawie pod własną bramką, Lechowi brakowało determinacji do tego, by zdobyć kolejną, czwartą już bramkę i zamknąć rywalizację w tym meczu.

Niepokój może budzić też brak zmiennika dla Joela Pereiry. Ian Hoffman zweryfikowany został nadzwyczaj negatywnie przez piłkarzy Resovii. Już w spotkaniu z Koroną Kielce nie znalazł się nawet w kadrze meczowej. Specjalnie został odesłany do Wielkopolski, by zagrać mecz w rezerwach poznańskiego zespołu. Z kolei w Kielcach portugalski prawy obrońca wcale nie rozegrał dobrego meczu. Miał problemy z upilnowaniem Mariusza Fornalczyka, a pod polem karnym Xaviera Dziekońskiego również mógł zrobić więcej. Ale rywalizacja na tej pozycji w Poznaniu nie istnieje, więc Joel Pereira musi grać w każdym meczu od 1. do 90. minuty.

Niels Frederiksen nie ugasił pożaru, jaki rozpaliła w Poznaniu kompromitacja w Pucharze Polski. Jednak zdecydowanie poskromił płomień, który trawił sympatyków Lecha. „Kolejorzowi” pozostaje tylko ostudzić resztki żaru, co może zrobić w przyszłotygodniowym spotkaniu z Motorem Lublin. A to spotkanie również nie będzie łatwe, ponieważ Motor gra bardzo wysokim pressingiem. A Lech Poznań ma z takimi drużynami problemy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze